środa, 25 września 2024

Węzeł gordyjski



Konflikt wewnętrzny i chaos emocji w moim umyśle jawi się jako splot niezrozumiałych sznurów, lin i pędów. Jak to rozplątać? Czy przeciąć ryzykując uszkodzenie żywej, potrzebnej tkanki? Czy cierpliwie rozplątywać węzeł po węźle, mając nadzieję i wiarę, że jest dość czasu i wiedzy, aby zrobić to poprawnie i skutecznie? Jeśli nie wiem, co tam w tym kłębku najeżonym tkwi, jak to rozwiązać, jak to przeciąć?

Może ludzie mogą pomóc, może znajdą jakiś sposób? I tak jeden ciągnie za ten sznurek, tamten za inną wstążkę, jeden rozplata, drugi zaplata i cóż, jak zwykle, nic z tego nie wychodzi. Jak mają pomóc inni, gdy sama nie wiem, co się zaplątało i po co mi to rozplatać? Praca nad węzłem gordyjskim jest moją syzyfową pracą, karą za grzech pierworodny, moim czyśćcem.

Węzeł w moim umyśle spina moje ciało, dusi się żołądek, jelita się plączą, mózg zaciska, słowa więzną w gardle, a łzy nie płyną. Nie myślę, nie czuję, nie mówię, nie trawię. Żyję i nie żyję, z węzłem gordyjskim w duszy, z determinacją dobrego harcerza biorąc na siebie kolejne dni tygodnia, miesiąca, roku. Marzę o spokojnym morzu, pogodnym niebie, ciepłych nocach i lekkim czerwcowym wietrzyku. Z nadzieją, że w końcu odważę się na cios, na przecięcie węzła i odzyskanie wolności.