sobota, 4 lutego 2017

Gdy mi wszystko jedno...

Już pod koniec grudnia dopadł mnie bluesowy nastrój. Fatalna kondycja psychiczna. Ciągła walka ze sobą. Czuję się przemęczona, smutna, zrezygnowana, bez ikry. Nie mam siły.
Zwykle w takich sytuacjach starałam się robić to, co wydawało mi się, że chcę i powinnam robić.
I oczywiście są rzeczy, które muszę robić, jak praca i higieniczny tryb życia. Na szczęście nie mam wielu dodatkowych obowiązków, więc postanowiłam spuścić powietrze z kół.
Nie mam siły? - odpoczywam. Nie mam chęci? - nie zmuszam się. Nie czuję tego? - nie robię tego. Odpoczywam, płaczę, smucę się, złoszczę, śpię, odpoczywam, smucę się, złoszczę...
Nie wiem, dokąd ta droga mnie zaprowadzi.
Ale czuję że nie chcę więcej walczyć ze sobą.
Miłość polega nie tylko na wymaganiach, głównie na akceptacji. Akceptuję swoje słabości, swoją niemoc. Nie mogę? Nie mogę. To nie mogę. I nie będę.
Mam nadzieję na olśnienie, a może umrę zrezygnowana.
Ale po prostu nie mam siły.
Ufam fali, a dokąd mnie zaniesie?
??????