sobota, 27 sierpnia 2016

Za co kocham książki?

Otwieram książkę i wkraczam w inny świat. Oddalam się o tysiące lat świetlnych od codzienności. Patrzę na świat cudzymi oczami. Poznaję historie, o jakich mi się nie śniło. Zawieram przyjaźnie, uruchamiam wyobraźnię, stawiam pod znakiem zapytania swoje poglądy, poznaję cudze punkty widzenia, myślę. W książkach podoba mi się to, że czytanie nie jest bierną rozrywką. Nie chłonę po prostu treści: wkładam w nią swoją fantazję, swoje przemyślenia, swoją interpretację. Czytanie to gimnastyka dla mózgu, ale również skuteczny "poruszacz" emocji. Obcując z książką obcuję ze sobą. Czytając poznaję siebie lepiej. Dowiaduję się nowych rzeczy i przypominam sobie zapomniane. Dyskutuję mentalnie z autorem, lub oburzam się emocjonalnie na treści, wyczytane w książce. Nie ma myśli, nie ma uczuć, których książka nie może poruszyć. Przywiązuję się do książek. Wracam do nich. Niektóre na zawsze ze mną zostają. Formują mój światopogląd i mój charakter. Czytanie jest wartościową, spokojną rozrywką, a gdy korzystam z biblioteki - niedrogą. Tak, książka to magiczny przedmiot. Zawiera w sobie więcej czarów niż cały Hogwart. Czasem po nią nie sięgam. Nie mija jednak dużo czasu - i tęsknię. I choć nie mam obecnie dużo czasu na książki, każde wykradzione pół godziny to prawdziwy rarytas.
Zdecydowanie, czytanie to dla mnie jedna z największych przyjemności. Nie ma to jak zapach nowej książki i nic nie ekscytuje tak, jak przeczytanie ostatniego zdania...to jak wyjazd z powrotem do domu po wakacjach. Smutne, ale brzemienne w masę wrażeń i cudownych przeżyć.

wtorek, 16 sierpnia 2016

Nie żyjmy w nadmiarze!

Po co mi ten cały majdan? Nie mam czasu, by czytać wszystkie książki, które chciałabym przeczytać i które czekają na półce. Kupuję gazety i po kilku miesiącach wyrzucam przeczytane w połowie. Idę z mężem na obiad do knajpki i stwierdzam, że zjadłam za dużo. Planuję codzienny spacer, zumbę, jogę i tenisa i po pół tygodnia nie mam fizycznie siły i odzywają się kontuzje. Planuję zakup kolejnych ciuchów, ale brakuje mi zarówno pieniędzy jak miejsca na nie. Jestem zła, bo nie mogę mieć tego, czego chcę. Poczucie przyzwoitości odzywa się jednak gdzieś pod warstwą irytacji i mówi mi: poczekaj przecież, nie wszystko naraz, kupisz to, co rzeczywiście będzie ci potrzebne. Apetyt czasem dyktuje ile zjem, ale żołądek mieści tylko tyle, ile mieści - i tak jest ze wszystkim.
Umiar kojarzy mi się ze szczęściem, niedosyt z lekkością, przyjemność z rzadkim, miłym luksusem. Chcę cieszyć się życiem, a nie chłonąć wciąż nowe wrażenia. I strasznie zadowolona jestem z siebie, bo od dłuższego czasu rzadko czuję tę zachłanność, która czasem kazała mi zapychać się byle czym, byle... nie czuć nudy, cierpienia, smutku, bólu, lęku. Nadmiar wrażeń, z jakiejkolwiek dziedziny, kojarzy mi się z męką, bólem głowy, zmęczeniem, przesytem. Wolę mieć jedno i się tym długo cieszyć, długo trawić radość, aż znowu poczuję naturalny głód nowości, niż wciąż, histerycznie przeżuwać.
Niestety żyjemy w świecie, w którym grozi nam przebodźcowanie. Wciąż mamy okazję, by coś zobaczyć, gdzieś pojechać, coś zrobić, coś wypić, wypalić, przeczytać, w coś zagrać....chwileczkę. Chcę spojrzeć w niebo, oddychać głęboko, podłubać w nosie, ponudzić się, wyspać, śmiać jak głupia z niczego, pomarnować czas. Chcę żyć jak zwierzę. Ziewnąć, puścić bąka, pogapić się na coś bezmyslnie. Zyskać prawdziwy kontakt ze sobą. Żyć na luzie. Być.


środa, 10 sierpnia 2016

Czar odległości

W zeszły weekend wyjechaliśmy z mężem na 3 dni do Zwierzyńca. Zostawiliśmy koty, mieszkanie, sprzątanie, gotowanie, codzienne rytuały i natręctwa - za sobą. Czyste powietrze Roztocza, spacery, filmy (w Zwierzyńcu trwa Letnia Akademia Filmowa), odpoczynek, zupełnie oderwały mnie od codziennej udręki zamartwiania się w kółko o te same bzdety. Mała, stukilometrowa odległość, oddaliła mnie o lata świetlne od mojego świata. I gdy wróciłam, zastałam bieg spraw w innym miejscu - ja wróciłam inna i mój świat zmienił się w moich oczach. Czas i oddalenie zmieniły wszystko.
To nie tylko kwestia odpoczynku, relaksu, zmiany klimatu i innej optyki. Warto raz na jakiś czas odejść ze swojego świata, pozwolić sobie zapomnieć - i Ty się zmienisz i Twój świat się zmieni, Twoja relacja z otoczeniem nigdy już nie będzie ta sama.
Po co to robić? Bo gdy tkwię w codzienności, nie widzę dalej niż koniec mojego nosa. Czuję się przyspawana do swoich rzeczy, czuję, że bez tego całego majdanu po prostu nie dam rady. Dni mijają zardzewiałe wśród zgrzytów zwykłych, startych trybów. Czas inaczej płynie, gdy się oddalimy. Jest nam później lżej, a i wizję mamy szerszą. Wypadam z trybów, mam więcej swobody, fantazji i rozmachu. Czuję się panią swojego świata, który na powrót wydaje mi się piękny.
Jest czas urlopów, wyjazdowych weekendów, podróży. Świeżości powrotów życzę zawsze sobie i innym. Podróże kształcą, ale i kształtują nas tak, że oddychamy wreszcie pełną piersią i jesteśmy lżejsi.
Szerokiej drogi i radosnych powrotów.