wtorek, 16 sierpnia 2016

Nie żyjmy w nadmiarze!

Po co mi ten cały majdan? Nie mam czasu, by czytać wszystkie książki, które chciałabym przeczytać i które czekają na półce. Kupuję gazety i po kilku miesiącach wyrzucam przeczytane w połowie. Idę z mężem na obiad do knajpki i stwierdzam, że zjadłam za dużo. Planuję codzienny spacer, zumbę, jogę i tenisa i po pół tygodnia nie mam fizycznie siły i odzywają się kontuzje. Planuję zakup kolejnych ciuchów, ale brakuje mi zarówno pieniędzy jak miejsca na nie. Jestem zła, bo nie mogę mieć tego, czego chcę. Poczucie przyzwoitości odzywa się jednak gdzieś pod warstwą irytacji i mówi mi: poczekaj przecież, nie wszystko naraz, kupisz to, co rzeczywiście będzie ci potrzebne. Apetyt czasem dyktuje ile zjem, ale żołądek mieści tylko tyle, ile mieści - i tak jest ze wszystkim.
Umiar kojarzy mi się ze szczęściem, niedosyt z lekkością, przyjemność z rzadkim, miłym luksusem. Chcę cieszyć się życiem, a nie chłonąć wciąż nowe wrażenia. I strasznie zadowolona jestem z siebie, bo od dłuższego czasu rzadko czuję tę zachłanność, która czasem kazała mi zapychać się byle czym, byle... nie czuć nudy, cierpienia, smutku, bólu, lęku. Nadmiar wrażeń, z jakiejkolwiek dziedziny, kojarzy mi się z męką, bólem głowy, zmęczeniem, przesytem. Wolę mieć jedno i się tym długo cieszyć, długo trawić radość, aż znowu poczuję naturalny głód nowości, niż wciąż, histerycznie przeżuwać.
Niestety żyjemy w świecie, w którym grozi nam przebodźcowanie. Wciąż mamy okazję, by coś zobaczyć, gdzieś pojechać, coś zrobić, coś wypić, wypalić, przeczytać, w coś zagrać....chwileczkę. Chcę spojrzeć w niebo, oddychać głęboko, podłubać w nosie, ponudzić się, wyspać, śmiać jak głupia z niczego, pomarnować czas. Chcę żyć jak zwierzę. Ziewnąć, puścić bąka, pogapić się na coś bezmyslnie. Zyskać prawdziwy kontakt ze sobą. Żyć na luzie. Być.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz