piątek, 23 września 2016

Chmury

Lubię patrzeć w niebo, czasami zadziwia mnie jakie spektakle dzieją się nad naszymi głowami. Chmury zawsze poprawiają mi nastrój. Bo formują się w najróżniejsze, niepowtarzalne konfiguracje.
Uczucia, nastroje, emocje, przychodzą do nas jak pogoda i niepogoda. Nie znoszę zimna i deszczu. Nie znoszę też negatywnych nastrojów jak złość, rozpacz, niechęć, wstręt, pogarda, nienawiść, smutek.
Są one nieuchronne jak burze i śnieg z deszczem. I tak samo jak chronię się przed deszczem w ciepłym pomieszczeniu, albo przynajmniej pod parasolem, przed niepogodą w sercu chowam się w ramionach męża, w rozmowie z bliską osobą, w miękkim kocim futerku, w kawiarni przy ciastku, słuchając muzyki, etc.
Nieszczęście jest nam pisane i nieuchronne jak zima. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy bezbronni. Znajdźmy swoje schronienie na niepogodę. I czekajmy aż chmury rozwieje wiatr i ukaże się piękne słońce.

piątek, 16 września 2016

To takie oczywiste...

Boję się bólu, boję się cierpienia. To takie oczywiste. Oczywiste jest też, że ból i cierpienie są nieuchronne. Pepe się rozchorowała w zeszłą sobotę. Moja śliczna siedmioletnia kotka. Wróciliśmy po południu do domu i zastaliśmy kotę z zupełnie niewładnymi tylnymi łapami. Po dwugodzinnej wizycie u weta okazało się że Kicia ma poważną wadę serca i zakrzepicę. Zastrzyki, tabletki, wpychanie kotu jedzenia do pyszczka, drżenie o nią, smutek, płaczące serce na widok tych wielkich smutnych oczu...Realia kilku następnych dni. Jest już lepiej, ale kolejna rana we mnie nie zdążyła - i nie zdąży się zabliźnić. Bo coś się skończyło. Dni spokojnej miłości do Pepe zostaną zastąpione dniami lęku i niepewności. I strachu przed cierpieniem.
Cierpimy z powodu własnego bólu, cierpimy też z powodu bólu innych. To część życia, której nikt z nas nie uniknie. Boję się tego cierpienia. I boję się o siebie i o innych. Oczywiste jednak jest, że ten ból jest, zawsze był i będzie i trzeba się z nim pogodzić, przyzwyczaić, przywyknąć, oswoić. Jest częścią życia na tym świecie, częścią doświadczenia każdego z nas. A czujemy, że kochamy bliskich, gdy cieszymy się i cierpimy razem z nimi. Czujemy, że są częścią nas.
Nie mam już rodziców. Bardzo ich kochałam. Strasznie mi ich brak. Strasznie boli mnie pustka w sercu, wyrwa, która po nich pozostała. To cierpienie jednak uświadamia mi, jak bliscy mi byli, że byli integralną częścią mojego życia. Więzi między nami były na tyle silne, że czułam ich lęk, czułam ich smutek, czułam ich ból. Można przestraszyć się więzi, bliskich relacji, miłości, wiedząc ile bólu mogą one przynieść. Jednak miłość jest solą życia. Czym jest życie bez miłości? Życie bez miłości jest niczym. Życie bez bólu jest niczym...to takie oczywiste....i proste. To Planeta Ziemia.

piątek, 9 września 2016

Rytm ciała

Kocham być w ruchu. Nie znoszę stagnacji. Wiadomo, że zdrowo jest ćwiczyć mięśnie, dynamicznie się ruszać, spędzać aktywnie czas. Ale jest coś w ruchu co sprawia, że czuję, że żyję. Moje ciało zostało stworzone po to, żebym nim poruszała. Nie zostało stworzone do siedzenia przed komputerem czy telewizorem. Zostało stworzone do szaleństw. W rytm muzyki, wiatru, bicia serca. Czasem czuję, że jakaś siła niesie mnie sama, że jestem lekka jak piórko, że krew szybciej krąży w żyłach, gdy ja pędzę.
Fitness jest ważny. Dieta - zdrowa, urozmaicona, wyważona - to wszystko jest ważne. Jeśli lubisz siłownię, trzymaj się jej. Ale korzystaj z każdej, KAŻDEJ okazji żeby nie stać w miejscu! Po to jesteś, po to masz ciało, żeby pracować, chodzić, tańczyć, biegać, skakać, wędrować, wściekać się, bawić, szaleć.
Przeraża mnie współczesna zachodnia kultura - kultura siedzenia. Siedzenie w pracy, siedzenie w barze, siedzenie w samochodzie, siedzenie po pracy w fotelu. To nieludzkie. I naprawdę nie chodzi w tym wszystkim o to, że przybywa nam ciała. Estetyka to rzecz gustu. Trochę chodzi o zdrowie - wiadomo, że jeśli używamy ciała wbrew jego naturze, nie będziemy zdrowi. Najgorsze dla mnie jest to, że gdy się nie ruszam, czuję się jak w więzieniu. Krzesło mnie krepuje. Fotel mnie niewoli. Chcę siadać tylko wtedy, gdy jestem tak zmęczona ruchem, że padam. Chcę być wolna. Będę wolna, gdy moje ciało będzie wolne. Wolne, by żyć zgodnie z naturą. W ruchu.
Buntujmy się przeciwko kulturze siedzenia. Kropla drąży kamień. Nie dajmy się nikomu przywiążać do krzesła. Żyjmy!

środa, 7 września 2016

O czym myślę, gdy myślę o Juliecie?

Bardzo lubię filmy Pedro Almodovara. A do kina chodzę bardzo rzadko. Znalazłam się w Cinema City w zeszłą sobotę na nowym filmie hiszpańskiego reżysera - "Julieta". Film oczywiście o kobiecie. Oczywiście cudne zdjęcia. Świetna gra aktorów. Feeria emocji i odcieni uczuciowych. Nieszablonowe osobowości.
O czym jednak myślę, gdy myślę o tytułowej bohaterce Juliecie to jak mały wpływ mamy na to, co nam się przydarza. I jak bardzo bardzo mało możemy w naszym życiu kontrolować. Ja osobiście zawsze strasznie się wszystkiego boję, wszystko staram się planować, trzymać rękę na pulsie. I gdy świat pokazuje mi język i gra na nosie, kończy się to dla mnie dużym stresem, niepokojem, frustracją.
Wszelka idea pracy nad sobą, wprowadzania zmian do swojego życia zakłada pewną dozę kontroli. Łapię się jednak na tym, że jestem napięta do ostateczności i wykończona próbując łapać wszystkie sznurki w swoim prywatnym teatrzyku. Jaki ja mam na cokolwiek wpływ? To tak jakby mrówka chciała zawrócić rzekę. Moje starania na niewiele się zdają, rzeczywistość pokazuje kły, spadam z kalendarza i jego dokładnych ustaleń i muszę pogodzić się z losem.
Sztuka życia to chyba sztuka balansowania na krawędzi, elastyczności, dostosowywania się do nowych sytuacji - i akceptacji tego, co się dzieje. Ja jednak nie jestem skłonna popuścić. Choć nerwy mam napięte jak postronki, choć ścięgna są bliskie naderwania, a szczęki ściśnięte - boję się zaufać życiu. Nie wierzę w jego dobre intencje.
Co zrobić. I tak przegram tę walkę. Znajdę się w sytuacji, gdy albo wyluzuje albo pęknę. I to będzie wielki huk!