Bóg nie jest do zracjonalizowania. I moim zdaniem to błąd religii, a zwłaszcza teologii, ze próbują wyjaśnić za pomocą języka to, na co nie ma słów. Bóg wymyka się racjonalnemu ujęciu. Co oczywiście nie znaczy, że w sposób, zwłaszcza metaforyczny czy artystyczny, nie jesteśmy w stanie wyrazić Jego istoty.
Bóg nie jest Tym, który wyłania się z nauk Kościołów. Bunt, który często czują osoby takie, jaką dawniej byłam i ja, nie jest w istocie buntem przeciwko Bogu. Jest buntem przeciwko Jego obrazowi, którego jesteśmy nauczani.
Bóg nie nienawidzi. Nie daje miłości, żeby nas za nią ukarać. Żeby nam ją odebrać. Nie doświadcza nas, żeby zadać nam cierpienie. Nie jest milczący, nie jest okrutny. Okrutni są ludzie. I przyroda. Bóg należy do innego porządku. W którym my wszyscy mamy udział, czy o tym wiemy, czy nie. Czy tego chcemy, czy nie.
Bóg jest tuż obok. I jest niezależnie, czy go widzimy, czujemy, czy jest to dla nas ważne, czy nie. Bóg zawsze jest dla nas pomocą. Brak Boga to brak pomocy, a nie potępienie. Wiara to zawsze coś więcej w naszym życiu. Brak wiary to nie odebranie, to ubóstwo z wyboru.
Nie wiem, jak poznałam Boga. Ale wiem, że zawsze widziałam Go w najlepszych ludziach, jakich spotkałam na swojej drodze. Nie uwierzyłam w Niego. To On zdecydował, że mogę Go poznać.
No ale tego nie opiszę słowami. Bo to, co duchowe nie podlega językowej dyspucie. Puste przetasowania terminów logicznych nie służą do rozmowy o porządku Boskim. Służą tylko oddaniu cesarzowi tego, co cesarskie.

