czwartek, 8 sierpnia 2024

Miłość a nie współuzależnienie?



Czym jest miłość nie wie nikt. Można się zakochać, można ofiarować człowiekowi swoją troskę, zaufanie, zainteresowanie, zaangażowanie, ciepło, czułość, ale koniec końców nic z tych rzeczy nie jest przecież miłością. Związki dwojga ludzi najczęściej są efektem wielu kompromisów - jednej lub obu stron - i dostosowania do siebie nawzajem. Ludzie się do siebie przywiązują i uzależniają się od siebie - im bardziej skrzywieni jako jednostki, tym bardziej.

Zastanawiam się, czy istnieją relacje romantyczne, które w stu procentach nie są współuzależnieniem? Czy są tak anielscy ludzie - dojrzali, świadomi, intencjonalni - którzy są w stanie w parze nie kompensować sobie wzajemnie jakichś tam niedoborów, jakichś tam ułomności? I czy jeśli decyduje się człowiek obdarzyć drugą istotę romantycznym zaangażowaniem - czy może nie oddać jej dużej części siebie i swojego życia? Na tyle dużej, że od tej pory staje się bez tej drugiej strony niekompletny? Że trudno żyć bez siebie? Że rozstanie to odbudowa ruiny i wylizywanie ran?

Nie wiem, gdzie przebiega granica między miłością a współuzależnieniem. Gdzie jest linia pomiędzy manipulacją a dawaniem i braniem. Jaka jest różnica między niezależnością a partnerstwem. I tego nie wie nikt. Z miłością jest jak z Bogiem. Uwierzysz albo nie. Zaufasz albo nie. Nie da się na chłodno oddać swojej duszy i serca. Wszystko toczy się w sposób naturalny - ku końcowi lub do happy endu. Ale nie mamy na to wpływu.


wtorek, 6 sierpnia 2024

Leczenie otyłości a duchowe uzdrowienie



Otyłość to niezła suka. Atakuje podstępnie, zabierając krok po kroku, a w zasadzie kilogram po kilogramie sprawność, urodę i kondycję. Obolałe od noszenia balastu nogi nie chcę normalnie nosić, kręgosłup ma mnie dość, schody wykańczają, a lustro nie ma dla mnie dobrych wiadomości. I choć wiem, co mam robić i że nie ma prostej ani szybkiej drogi do zdrowia - za łatwo się rozczarowuję i zniechęcam.

Rezygnacja to niezła bitch. Atakuje podstępnie zabijając - rozczarowanie po rozczarowaniu, smutek i żal po rozpaczy i bólu - całą wiarę, nadzieję i miłość. Ściśnięte serce nic nie czuje, umysł mięknie od depresji pogrążając się w ambiwalencji i cynizmie. Dusza staje się odrętwiała, zasklepiona w mazi złości i zwątpienia.

Leczenie obu dolegliwości to praca, która musi odbywać się równolegle - nad ciałem i nad duchem. Bez nadziei nie ma zdrowia, a bez kondycji fizycznej - siły do poszukiwań drogi wyjścia z depresji. Ciało żywi się energią duszy, a zdrowe ciało to pożywka dla lżejszych, optymistycznych myśli i wrażliwości uczuciowej.

Całe życie niesie mnie to ciało i ożywia ta dusza, więc mam obowiązek dbać o to, co dostałam w chwili urodzenia. Nie da się żyć chorym. Ciemna dusza i miałkie ciało to diabelski przepis na piekło na ziemi.

sobota, 3 sierpnia 2024

Wypełniam życie rzeczami, które nic nie znaczą.



Tak trudno znaleźć sens życia, codziennego życia, takiego z dnia na dzień. Jeżeli się czuje, że nie do końca warto, cóż pozostaje? Wiara i nadzieja? No tak. Choć to rodzaj duchowego zadłużenia.

Ludzie, którzy mają dzieci zostawiają coś po sobie na tym świecie no i mają ręce pełne roboty. A bezdzietni? Mam koty. One mnie potrzebują. I ja potrzebuję ich. To mały cud kochać kota. Nie tak duży jak urodzić dzieci.

Ludzie, którzy tworzą rzeczy wielkie będą nieśmiertelni. Czy to znani z nazwiska, czy przez swoją sztukę.

Ludzie, którzy robią rzeczy pożyteczne - budują mosty, teatry, wielkie hotele - nie będą pamiętani, ale ich budowle przetrwają.

Co pozostanie po kobiecie, która kocha koty? Sierść na kanapie i ślady pazurków na skórze szybko przemijają.

A może modlitwa, medytacja jest wieczna, może frunie gdzieś i osiada jak puch w przestworzach, za tęczowym mostem?

Czy to ważne? Codzienny zgiełk, małe sprawy przeminą bez śladu. Jak oddech umierającego kota...