Odpowiedzieć sobie na pytanie kim jestem, jaka jestem, co czuję, wbrew pozorom nie jest prosto. Przy głębszej refleksji próba zdefiniowania moich cech charakteru wymyka mi się z rąk. W samotności w zasadzie mnie nie ma. Moje myśli, wbrew temu, co głosił Kartezjusz, nie są dla mnie istnieniem. Bo nie czuję, że większość z nich jest zasadna i moja. I nie czuję się sobą sama ze sobą.
Odnajduję się czasami w ludziach, których mijam na swojej drodze. Każda ze znanych mi osób niesie w sobię krztynę mnie, którą dostrzegam dopiero, gdy jestem obok. Nie mam poczucia siebie, nie mam jedności, nie mam spójności, nie mam ja - bez tego ziarnka, tego brakującego ogniwa, które ma tylko ten drugi człowiek.
Są też osoby, przy których czuję, że wracam do domu, do harmonii, "do siebie". Do tego, co znajome i zrozumiałe. Przy takich osobach choć na chwilę przypominam soboe kim jestem. I wiem gdzie jestem - jestem tylko tam, gdzie są ci wyjątkowi ludzie niosący mi jasność, światło i realność mojego istnienia.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz