Young Lust to tytuł jednego z kawałków na płycie Aerosmith Pump. Młoda żądza w ujęciu rockowym. Adekwatnie. Jednak tytuł tego wpisu jest nieco click bait'owy. Nie będę bowiem pisała o żądzy cielesnej, lecz o namiętnym drivie młodych ludzi, drapieżnej chciwości wszystkiego tego, co życie może zaoferować. O tym drivie, którego my szpetni czterdziestoletni raczej nie mamy już w sobie.
Młodość oznacza zwykle głupotę, ale także sporo zasobów fizycznych. Brak wyobraźni związany z niedostatecznym bagażem doświadczeń pozwala na ryzykanctwo i próby realizacji śmiałych marzeń, młodzieńczych fantazji. Niektórzy młodzi wierzą w miłość, inni w zabawę, jeszcze inni w swoje partykularne pasje. Oczywistym napędem jest dobrobyt finansowy, seks oraz imprezowanie, szalenie tak długo i tak mocno jak się da. Młodość podejmuje przedsięwzięcia nie zważając na konsekwencje oraz zobowiąznia, których kosztów nie zna i nie potrafi przewidzieć.
Młode małżeństwa, długi, nałogi, dzieci, pierwsze prace, wyjazdy, nabazgrane obrazy, zagrana muzyka do weselnego kotleta, pisanie do szuflady lub publikacje na Amazonie. Któż z nas nie miał tych pierwszych wzlotów. I kto nie zaliczył upadku ryjem centralnie na glebę? Young Lust kończy się poharatanym sercem, duszą, ciałem i niewypłacalnością. Dla wielu.
Bądźmy szczerzy, po tym wszystkim i jeszcze kawałek później nie bardzo chce się już robić cokolwiek. Jak więc sprawić, by do dojrzałych projektów rosły nam skrzydła jak wtedy, gdy mieliśmy po 20 lat? Nie da się odzobaczyć tego, co się zobaczyło. I zapomnieć lekcji życia. Nie ma powrotu do głupiej niewinności. Zeżarliśmy już to jabłko poznania złego i dobrego. Nie marzymy o raju, który zamknął się szczelnie za nami.
To co możemy dla siebie uczynić, to pójść tam, gdzie chcemy, z kim chcemy i dlatego, że chcemy. Wiemy, że świat to rózne stopnie szarości i każdy nasz wybór niesie plusy i minusy. Nie da się żyć i nie wyrządzać krzywdy. Więc lepiej od razu to zaakceptować i cieszyć się życiem.
Szpetni czterdziestoletni nie mamy wiary, nie mamy złudzeń, ale jeszcze żyjemy, szkoda zatem wegetować. Dlatego nieco z rozsądku, nieco wiedzeni nadzieją wykonujemy skok wir zdarzeń, pijemy wino zapomnienia i przywołujemy boga Iggiego Pop. Odzyskujemy swój Lust for Life!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz