sobota, 20 grudnia 2025

O matołach



Diagnoza schizofrenia paranoidalna. Lub zaburzenie schizoafektywne. I już wiesz, że masz przesrane jak w ruskim czołgu.

Nie dlatego, że całe życie będziesz musiała brać świństwa, od których spuchniesz, będziesz miała niewydolną duszę i ospałe, obolałe ciało.

I nie dlatego, że mimo leków paskudne objawy będą wracały i raz po raz wylądujesz gdzieś w miejscu, w którym raczej nie masz ochoty spędzać czasu. Gdzie śmierdzi, wszystko ginie i czas zatrzymuje się a absurd i komizm prowadzą tylko do cynizmu i stępienia jakiejkolwiek wrażliwości na drugiego człowieka.

Diagnoza choroby psychicznej prowadzi do tego, że ludzie wokół Ciebie nie reagują na Ciebie poważnie. Nie zgadzasz się - zwariowałaś. Okazujesz emocje - jesteś zaburzona. Masz swoje zdanie - przyjmowane jest to z oślizgłymi uśmieszkami politowania.

Nikt tak nie musi walczyć o godność jak człowiek chory psychicznie. Bo ludzie czują się upoważnieni do oceny Twoich kompetencji intelektualnych według własnego kiepskiego pojęcia o tym, kim jest człowiek chory psychicznie.

Więc słyszysz, że jesteś taka biedna, chora, nieporadna. Że nie wiesz, co robisz, a wszystko, co myślisz jest wynikiem tego, co sugerują inni. Przecież ty mała głupiutka chora Zuzanko sobie sama nie poradzisz. W tym małym móżdżku nie ma nic, ach nic.

Albo słyszysz, że skoro raz: jesteś chora psychicznie i dwa: obstajesz przyswojej ocenie ludzi - sprzecznej z oceną interlokutora - musisz być albo psychopatką albo osobą niepoczytalną.

Bo wszyscy wokół Ciebie czują się mądrzejsi. Czują się lepsi. 

A Ty tak na nich patrzysz i myślisz: Chryste co za matoły. 

A potem myślisz znowu o tym, że ludzie to piekło i ze niestety nic na to nie poradzisz, bo każdy myśli i mówi co chce, nie masz na to wpływu.

Za to masz wpływ na siebie. Dlatego myślisz i mówisz podobnie jak oni - to, co Ci się żywnie podoba.

niedziela, 30 listopada 2025

Dojrzałe banany są najsłodsze



Kobieta to dziwna istota. Gdy jest młoda jest ładna, słaba i łatwowierna. Gdy jest dorosła, musi być kobietą i mężczyzną, być silna, zwinna, mądra i walczyć o przetrwanie. Kiedy jest dojrzała...

Kiedy jest dojrzała nie poznaje swojego ciała. Nie poznaje też swojej duszy i wyrazu oczu. I zmarszczek. Nie poznaje świata, który ją otacza. I jeśli nie czuje się nikomu potrzebna, na siłę musi znaleźć powody i wartości. Na siłę musi znaleźć w sobie atrakcyjność i dobro.

Ciężko się przekonać, że jeszcze jest się kimś, gdy dzieci już nie ma albo nigdy ich nie było. Gdy zaczyna się czuć jak powietrze w towarzystwie mężczyzn, kiedy dorośli ludzie budzą instynkty opiekuńcze i czułość. Bo to dzieci.

Zastanawiam się, co będzie za kolejne 20 lat? Tylko ból, słabość, kruchość i zimno? Rezygnacja? Zagubienie? Zgorzknienie? Zawiść? Złość?

Kobieta podobno starzeje się jak wino. I dojrzałe banany są podobno najsłodsze. Jednak gdy świat wokół jest obcy, podobnie jak odbicie w lustrze - cierpkie wino i cierpkie porzeczki bardziej przystoją.

Kobieta dojrzała może być tylko tyle i tylko tym, na co sobie pozwoli i na co pozwolą inni. Bo sama z siebie - nie wiem. Chyba nie jest już specjalnie człowiekiem.


sobota, 8 listopada 2025

Young Lust


Young Lust to tytuł jednego z kawałków na płycie Aerosmith Pump. Młoda żądza w ujęciu rockowym. Adekwatnie. Jednak tytuł tego wpisu jest nieco click bait'owy. Nie będę bowiem pisała o żądzy cielesnej, lecz o namiętnym drivie młodych ludzi, drapieżnej chciwości wszystkiego tego, co życie może zaoferować. O tym drivie, którego my szpetni czterdziestoletni raczej nie mamy już w sobie.

Młodość oznacza zwykle głupotę, ale także sporo zasobów fizycznych. Brak wyobraźni związany z niedostatecznym bagażem doświadczeń pozwala na ryzykanctwo i próby realizacji śmiałych marzeń, młodzieńczych fantazji. Niektórzy młodzi wierzą w miłość, inni w zabawę, jeszcze inni w swoje partykularne pasje. Oczywistym napędem jest dobrobyt finansowy, seks oraz imprezowanie, szalenie tak długo i tak mocno jak się da. Młodość podejmuje przedsięwzięcia nie zważając na konsekwencje oraz zobowiąznia, których kosztów nie zna i nie potrafi przewidzieć.

Młode małżeństwa, długi, nałogi, dzieci, pierwsze prace, wyjazdy, nabazgrane obrazy, zagrana muzyka do weselnego kotleta, pisanie do szuflady lub publikacje na Amazonie. Któż z nas nie miał tych pierwszych wzlotów. I kto nie zaliczył upadku ryjem centralnie na glebę? Young Lust kończy się poharatanym sercem, duszą, ciałem i niewypłacalnością. Dla wielu.

Bądźmy szczerzy, po tym wszystkim i jeszcze kawałek później nie bardzo chce się już robić cokolwiek. Jak więc sprawić, by do dojrzałych projektów rosły nam skrzydła jak wtedy, gdy mieliśmy po 20 lat? Nie da się odzobaczyć tego, co się zobaczyło. I zapomnieć lekcji życia. Nie ma powrotu do głupiej niewinności. Zeżarliśmy już to jabłko poznania złego i dobrego. Nie marzymy o raju, który zamknął się szczelnie za nami.

To co możemy dla siebie uczynić, to pójść tam, gdzie chcemy, z kim chcemy i dlatego, że chcemy. Wiemy, że świat to rózne stopnie szarości i każdy nasz wybór niesie plusy i minusy. Nie da się żyć i nie wyrządzać krzywdy. Więc lepiej od razu to zaakceptować i cieszyć się życiem.

Szpetni czterdziestoletni nie mamy wiary, nie mamy złudzeń, ale jeszcze żyjemy, szkoda zatem wegetować. Dlatego nieco z rozsądku, nieco wiedzeni nadzieją wykonujemy skok  wir zdarzeń, pijemy wino zapomnienia i przywołujemy boga Iggiego Pop. Odzyskujemy swój Lust for Life!



sobota, 1 listopada 2025

Sucha kostucha



 "Sucha kostucha ta miss Wykidajło

Wyłączy nam prąd w środku dnia".

Każdy Polak zna te 2 wersy.

Maryla Rodowicz "Niech Żyje Bal".

Tekst Agnieszka Osiecka.

Agnieszka Osiecka była ulubioną autorką tekstów piosenek mojej Mamy. Mama nie żyje od 18 lat.

Nie lubię chodzić na jej grób, gdzie leży obok swojego męża, mojego Ojca. Czuję, jak sklepienie Nieuniknionego spada na moje barki za każdym razem, gdy jetem na cmentarzu, tam gdzie są pochowani.

Tak samo ciężko jest mi mysleć o tym, że ich nie ma, jak wtedy, kiedy po kolei odchodzili - najpierw Tata, potem Mama, 4 i pół roku po nim.

Śmierć jest dziwna. Jest nieodłączną częścią życia, każdy z nas ma bilet w jedną stronę. Jednak ostateczność, powaga umierania jest trudna do zniesienia. Nawet do wyobrażenia.

Zawsze uważałam, że łatwiej jest odejść, niż żegnać.

Zawsze uważałam, że lepiej odejść, niż czuć wyrwę w swoim świecie, zimną, pustą jak oczodół nieboszczyka.

Płomyk świecy, metafora życia, nie odda mi moich zmarłych bliskich.

Masza Święta w intencji Umarłych nie sprawi, że powitam ich znowu w swoich progach.

Kwiaty i wiązanki złożone na grobach nie przywrócą radości i nadziei. Są kuriozalne jak wszystkie pogańskie obrzędy.

Wiara pomaga, oczywiście. Świętych obcowanie, powrót dusz do Boga, wieczny odpoczynek i Światłość Wiekuista. Wiara to jednak wiara, czasem na przekór lękowi i cierpieniu.

Poza tym, czy Mama jako dusza, która dołączyła do Królestwa to jeszcze  moja Mama? I czy ja dostąpię kiedykolwiek łaski zbawienia i zjednoczenia z bliskimi, którzy odeszli przede mną?

Jedyne, co mogę zrobić, to włączyć Osiecką i zobaczyć w pięknych piosenkach twarz Matki.



sobota, 25 października 2025

Rozbite w proch kryształowe lustro



Nie wiem czy ktokolwiek wie, kim jestem. Często nawet ja tego nie wiem. Nawet ja znam tylko urywki mnie. Tylko tyle wiemy o sobie samych i o innych, ile zostało wypowiedziane, zanotowane, udokumentowane, uświadomione.

Istnieje jednak jakaś prawda może nie absolutna, ale konkretna i niezaprzeczalna, dotycząca tego, kim jesteśmy jako część społeczeństwa. Nasze pochodzenie, wykształcenie, praca, osiągnięcia, wady i zalety. Nasze zwyczaje i opinie o nas.

Ale bach!

Wszystko to można roztłuc

w drobniutki mak!

Gdy stajemy w obliczu szargania naszej reputacji, plotek, mobbingu, zniesławienia, niszczenia naszego dorobku - cóż możemy zrobić?

Możemy walczyć.

Możemy posiadać środki na to, by wyciągnąć z winnych konsekwencje prawne i pieniężne.

Możemy jednak nie mieć takich środków.

Można wtedy żyć spokojnie w swoim kącie, ale ze świadomością tego, że inni widzą nie nas, tylko kogoś całkiem innego.

I wtedy wiecie, trzeba mieć to gdzieś. I nikomu nigdy nie próbować udowadniać, że nie jest się wielbłądem. Bo to nic nie zmieni.

niedziela, 19 października 2025

Myślenie to czysta fantazja...



Myślenie takim osobom jak ja wymyka się spod kontroli. W głowie żyję życiem, którego nie widać i nie słychać. Którego nie zna nikt prócz mnie samej. Myślenie powinno wyrastać z konkretnej rzeczywistości, z sytuacji w realnym świecie i ich tylko dotyczyć. W głowie jednak można snuć wywody w całkowitym oderwaniu. Można mówić z samą sobą. I można rozważać opinie, oceny i stosunki faktów do uczuć i do intuicji. Co znaczy co i co ja o tym wszystkim sądzę, czego się trzymać. I decydować o tym, co dla mnie ważne.

W mojej głowie rozważania i mysli płyną na najrózniejsze tematy. Ja nigdy nie myslę o tym, co robię. Myślę... zawsze gdzieś indziej jest moja głowa. Dlatego zawsze rozlewam zupę i nie ma we mnie krztyny ambicji i woli współzawodnictwa. To co mogę osiągnąć wśród ludzi nie wydaje mi się specjalnie ważne. Ważna jest dla mnie tylko harmonia moich czynów, uczuć, ocen i przemysleń.

Horyzont mojego życia wyznacza mi to, czego mogę doświadczyć. Ludzie i sytuacje dają mi przyczynek do rozwoju intelektualnego oraz wrazliwości emocjonalnej. Życie płynie, jestem coraz starsza, ale to nie ma znaczenia, bo jedyne, co się zmienia to mój świat przemyśleń i wyobrażeń.

Mówi się, że nie ma teorii, nie ma spójnej narracji bez pewnych aksjomatów, które przyjmujemy na wiarę - świadomie albo nie. Moim aksjomatem jest życie wśród ludzi, których nie rozumiem oraz konieczność z tymi ludźmi przebywania i wpasowania się w ich świat. Realność rzeczywistości materialnej i społecznej, a także równoważność każdego człowieka i jego godności z moją - to moje założenia pierwotne. Wiara dotyczy możliwości zrozumienia i komunikacji międzyludzkiej. Coś tam rozumiem, większości nie. Staram się. Staram się całe życie budować most między mną i rzeczywistością. Nie wiem, czy chcę ten most przekroczyć. Czy raczej jedną stopę na zawsze zostawić w bezpieczeństwie i cieple świata moich myśli.


poniedziałek, 22 września 2025

Wolność do?



Kiedy zaczniemy myśleć o tym, czym właściwie jest wolność, nie unikniemy popadnięcia w sprzeczności, absurdy, a także frustrację spowodowaną brakiem umiejętności wyrażenia tego, co nam się tam czuje i wyobraża.

Najczęściej wyróznia się dwa rodzaje wolności: "wolność od", czyli skuteczne pozbycie się w swoim życiu czynnika, czy czynników złych, krzywdzących, niszczących, czy obcych.

"Wolność do" to kwestia wyboru. Czyli gdy decydujemy na przykład o tym, kim jesteśmy, jakie wartości nam przyświecaja, jakie mamy priorytety, do czego dążymy i z kim się utoższamiamy - jestesmy wolni w chwili tej właśnie decyzji.

Oczywiście oba "rodzaje wolności" niosą swoje problemy. "Wolność od" wprawdzie teoretycznie wyswobadza nas z "niemiłych nam okowów" jednak bez konkretnego planu dotyczącego tego, jak mamy żyć, co robić tę "wolność" uzyskawszy jesteśmy zagubieni. I dalej niezadowoleni.

"Wolność do" to decyzja, która niesie za sobą konretne realia tego, jak żyjemy i postępujemy, do czego dążymy. I cóż, na tym "wolność" się kończy, gdyż nasza pierwotna decyzja determinuje wszystkie nasze poczynania. Swobody w tym nie ma ;)

Chyba jedynym rodzajem ludzkiej wolności jaki widzę w tym ponurym schemacie jest wybieranie "wolności od" za każdym razem, gdy poprzednia "wolność do" nam niebywale doskwiera.

Klasyk - The Artist Formerly known as Prince - śpiewał następujący wers w jednym ze swoich szlagierów:

-Make the rules;  then break'em all cause you are the best!

I tego się trzymajmy. Nie bójmy się wycofywać własnych wyborów i łamać własnych zasad. Możemy wybierać za każdym razem "wolność od" naszych dawnych, nieaktualnych i irytujących decyzji. Inaczej? Nie bądźmy zakładnikami swojej własnej przeszłości! I nas samych!