niedziela, 24 lipca 2016

Perfekcyjna kontrola

Jestem ze wszystkich stron atakowana poradami typu: jak być perfekcyjną panią domu, jak świetnie gotować, jak malować się idealnie, jak osiągnąć wymarzoną sylwetkę, jak być super kochanką, jak maksymalnie wykorzystywać swój czas, jak przeczytać 50 książek w rok, jak osiągnąć sukces małżeński - listę można by poszerzać w nieskończoność. Pomijając ewidentnie seksistowski wydźwięk wielu z tych dążeń: dlaczego pani domu ma być perfekcyjna, dlaczego mąż, kochanek, syn, czy współlokator nie może umyć porządnie łazienki? Albo po co komu odmawiać sobie lodów z bitą śmietaną po to, by pochwalić się "wymarzoną sylwetką"? Wymarzoną przez kogo? Ja wiem, że jak nie zjem tych lodów, to najwęższe dżinsy nie sprawią, że będę miała dobry humor ;) Wymarzoną chyba przez producentów wyszczuplających kosmetyków i tabletek na zanik apetytu :P Ale pomijając te aspekty kwestii, uderza mnie w tym medialnym szumie absolutne oderwanie od rzeczywistości lansowanych dążeń. Ich bezsens. Płytkość. Bezduszność. I absolutna żądza kontroli. Życia nie można kontrolować. Nawet jeśli wydaje nam się, że mamy wszystkie sznurki w garści i to przedstawienie pójdzie w porządku, coś tam się pokićka tak, że nic na to nie poradzimy.Zamiast próbować robić kilkanaście rzeczy perfekcyjnie, wolę zrobić jedną lub dwie na tyle porządnie, na ile jestem w stanie. I mieć do siebie dystans i poczucie humoru. To najlepsze narzędzia do radzenia sobie z codziennością. I poleniuchować czasem. I pomarzyć. I pospacerować. Wyspać się. Zrobić coś głupiego, robić to, na co ja mam ochotę a nie to, co wydaje mi się, że inni ode mnie oczekują.

A jeśli kiedyś pomyślę, że mogę być perfekcyjną panią domu albo idealną kochanką o wymarzonej sylwetce, doskonale wymalowaną, mam nadzieję, że pierwszy kundel na ulicy ugryzie mnie w tłusty tyłek i sprowadzi na ziemię. Tyle w temacie. To po prostu śmiechu warte :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz