piątek, 29 lipca 2016

Odchodzenie

Często się uśmiecham, śmieję, czuję radość. Podstawową nutą mojej aury jest jednak smutek. Smutek który często dopada mnie znienacka i odbiera całą energię. Staram się go jednak akceptować i zrozumieć. Żyjemy na okrutnej planecie, z bezwzględną naturą jako naszą matką. Nic dziwnego, że się boimy i jesteśmy smutni. Boli nas ból własny i cierpienie innych. Boimy się trudności, dolegliwości, biedy, śmierci. Ta niepewność jutra to jedyne, w czym nasz los jest sprawiedliwy. Wobec wszystkich nierówności, niesprawiedliwości, krzywdy, pewność śmierci jest jedyną pewnością we wszechświecie.

Nic nas jednak na cierpienie i śmierć bliskich i własne nie może przygotować. A właściwie rodząc się i żyjąc poznajemy śmierć - najpierw w odchodzeniu innych, potem w powolnym godzeniu się z nieuchronnym własnym kresem. Nic tak nie boli jak utrata najbliższych. Straciłam oboje rodziców jeszcze zanim skończyłam 30 lat. Nic już nigdy nie jest takie samo po utracie kogoś, kogo się kocha. Czuję się, jakbym nie miała kawałka ciała, jakby ktoś wyrwał mi część serca, wątroby... Tępy ból nigdy nie mija. A lęk przed utratą kolejnych kochanych istot i przed własnym końcem jest bardzo realny.

Nie wierzę w boga. Nie wierzę w życie po życiu, zmartwychwstanie, niebo, piekło, reinkarnację i podobne baśnie. Jestem świadoma ulotności życia, do którego jestem tak przywiązana. Ma to jednak swoje dobre strony. Jestem bowiem skłonna doceniać wartość każdego dnia, wartość swojego zdrowia, swojego poczucia szczęścia, radości, miłości, bliskich. Widzę piękno przyrody, sztuki, nauki. Cieszę się, że tu jestem, choćby przez ułamek czasu. I widzę samą siebie w perspektywie wszechświata, przestrzeni i czasu. W ogólnym rozrachunku niewiele się liczę. Liczę się jednak dla siebie i dla tych, którzy mnie kochają. Znając ogrom cierpienia ludzi, cieszę się każdą radością, do jakiej się przyczyniam. Cierpienie uczy empatii. I radość uczy empatii. Cierpienie jest nieuniknione. Kochajmy i uśmiechajmy się do siebie, bądźmy dobrzy dla siebie nawzajem. Świata nie zmienimy. Ale nie musimy go jeszcze pogarszać. Ani dla siebie ani dla innych. Starajmy się choć trochę go polepszyć. Naprawdę warto, bo tkwimy tu wszyscy razem. Memento mori. Stąd bierze się wielki dystans i wielkie poczucie humoru. I pokój. Umiar. Pogoda.

2 komentarze:

  1. Też cieszę się, że TU jestem. Cierpienie nie uczy, to człowiek się uczy. Jeden szybciej, inny wolniej, trzeci prawie wcale. Jeden uczy się miłosierdzia, bo nikt nie powinien cierpieć, inny uczy się okrucieństwa, bo ja cierpię, a wiec niech cierpi ze mną cały świat. Większość obojętnieje bo widzi bezsensowność świata samego w sobie. Sens to domena ludzka, to my go narzucamy na świat, który po prostu jest. Świat jest okazją by chwile poistnieć, no jasne że w radości. Ale to zależy tylko od człowieka, bo szczęście to stan umysłu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak Piotrze, zgadzam się, jednak ja nie piszę o generaliach, piszę niepoukładane myśli w mojej głowie i subiektywne odczucia. Jestem raczej szczęśliwą kobietą a poszukiwania sensu są dla mnie nie dla świata. To ja chcę mieć swój sens, świat mnie nie obchodzi, za małą mam głowę, żey go pojąć i za słabe barki, zeby go udźwignąć ;)

    OdpowiedzUsuń