sobota, 20 grudnia 2025

O matołach



Diagnoza schizofrenia paranoidalna. Lub zaburzenie schizoafektywne. I już wiesz, że masz przesrane jak w ruskim czołgu.

Nie dlatego, że całe życie będziesz musiała brać świństwa, od których spuchniesz, będziesz miała niewydolną duszę i ospałe, obolałe ciało.

I nie dlatego, że mimo leków paskudne objawy będą wracały i raz po raz wylądujesz gdzieś w miejscu, w którym raczej nie masz ochoty spędzać czasu. Gdzie śmierdzi, wszystko ginie i czas zatrzymuje się a absurd i komizm prowadzą tylko do cynizmu i stępienia jakiejkolwiek wrażliwości na drugiego człowieka.

Diagnoza choroby psychicznej prowadzi do tego, że ludzie wokół Ciebie nie reagują na Ciebie poważnie. Nie zgadzasz się - zwariowałaś. Okazujesz emocje - jesteś zaburzona. Masz swoje zdanie - przyjmowane jest to z oślizgłymi uśmieszkami politowania.

Nikt tak nie musi walczyć o godność jak człowiek chory psychicznie. Bo ludzie czują się upoważnieni do oceny Twoich kompetencji intelektualnych według własnego kiepskiego pojęcia o tym, kim jest człowiek chory psychicznie.

Więc słyszysz, że jesteś taka biedna, chora, nieporadna. Że nie wiesz, co robisz, a wszystko, co myślisz jest wynikiem tego, co sugerują inni. Przecież ty mała głupiutka chora Zuzanko sobie sama nie poradzisz. W tym małym móżdżku nie ma nic, ach nic.

Albo słyszysz, że skoro raz: jesteś chora psychicznie i dwa: obstajesz przyswojej ocenie ludzi - sprzecznej z oceną interlokutora - musisz być albo psychopatką albo osobą niepoczytalną.

Bo wszyscy wokół Ciebie czują się mądrzejsi. Czują się lepsi. 

A Ty tak na nich patrzysz i myślisz: Chryste co za matoły. 

A potem myślisz znowu o tym, że ludzie to piekło i ze niestety nic na to nie poradzisz, bo każdy myśli i mówi co chce, nie masz na to wpływu.

Za to masz wpływ na siebie. Dlatego myślisz i mówisz podobnie jak oni - to, co Ci się żywnie podoba.

niedziela, 30 listopada 2025

Dojrzałe banany są najsłodsze



Kobieta to dziwna istota. Gdy jest młoda jest ładna, słaba i łatwowierna. Gdy jest dorosła, musi być kobietą i mężczyzną, być silna, zwinna, mądra i walczyć o przetrwanie. Kiedy jest dojrzała...

Kiedy jest dojrzała nie poznaje swojego ciała. Nie poznaje też swojej duszy i wyrazu oczu. I zmarszczek. Nie poznaje świata, który ją otacza. I jeśli nie czuje się nikomu potrzebna, na siłę musi znaleźć powody i wartości. Na siłę musi znaleźć w sobie atrakcyjność i dobro.

Ciężko się przekonać, że jeszcze jest się kimś, gdy dzieci już nie ma albo nigdy ich nie było. Gdy zaczyna się czuć jak powietrze w towarzystwie mężczyzn, kiedy dorośli ludzie budzą instynkty opiekuńcze i czułość. Bo to dzieci.

Zastanawiam się, co będzie za kolejne 20 lat? Tylko ból, słabość, kruchość i zimno? Rezygnacja? Zagubienie? Zgorzknienie? Zawiść? Złość?

Kobieta podobno starzeje się jak wino. I dojrzałe banany są podobno najsłodsze. Jednak gdy świat wokół jest obcy, podobnie jak odbicie w lustrze - cierpkie wino i cierpkie porzeczki bardziej przystoją.

Kobieta dojrzała może być tylko tyle i tylko tym, na co sobie pozwoli i na co pozwolą inni. Bo sama z siebie - nie wiem. Chyba nie jest już specjalnie człowiekiem.


sobota, 8 listopada 2025

Young Lust


Young Lust to tytuł jednego z kawałków na płycie Aerosmith Pump. Młoda żądza w ujęciu rockowym. Adekwatnie. Jednak tytuł tego wpisu jest nieco click bait'owy. Nie będę bowiem pisała o żądzy cielesnej, lecz o namiętnym drivie młodych ludzi, drapieżnej chciwości wszystkiego tego, co życie może zaoferować. O tym drivie, którego my szpetni czterdziestoletni raczej nie mamy już w sobie.

Młodość oznacza zwykle głupotę, ale także sporo zasobów fizycznych. Brak wyobraźni związany z niedostatecznym bagażem doświadczeń pozwala na ryzykanctwo i próby realizacji śmiałych marzeń, młodzieńczych fantazji. Niektórzy młodzi wierzą w miłość, inni w zabawę, jeszcze inni w swoje partykularne pasje. Oczywistym napędem jest dobrobyt finansowy, seks oraz imprezowanie, szalenie tak długo i tak mocno jak się da. Młodość podejmuje przedsięwzięcia nie zważając na konsekwencje oraz zobowiąznia, których kosztów nie zna i nie potrafi przewidzieć.

Młode małżeństwa, długi, nałogi, dzieci, pierwsze prace, wyjazdy, nabazgrane obrazy, zagrana muzyka do weselnego kotleta, pisanie do szuflady lub publikacje na Amazonie. Któż z nas nie miał tych pierwszych wzlotów. I kto nie zaliczył upadku ryjem centralnie na glebę? Young Lust kończy się poharatanym sercem, duszą, ciałem i niewypłacalnością. Dla wielu.

Bądźmy szczerzy, po tym wszystkim i jeszcze kawałek później nie bardzo chce się już robić cokolwiek. Jak więc sprawić, by do dojrzałych projektów rosły nam skrzydła jak wtedy, gdy mieliśmy po 20 lat? Nie da się odzobaczyć tego, co się zobaczyło. I zapomnieć lekcji życia. Nie ma powrotu do głupiej niewinności. Zeżarliśmy już to jabłko poznania złego i dobrego. Nie marzymy o raju, który zamknął się szczelnie za nami.

To co możemy dla siebie uczynić, to pójść tam, gdzie chcemy, z kim chcemy i dlatego, że chcemy. Wiemy, że świat to rózne stopnie szarości i każdy nasz wybór niesie plusy i minusy. Nie da się żyć i nie wyrządzać krzywdy. Więc lepiej od razu to zaakceptować i cieszyć się życiem.

Szpetni czterdziestoletni nie mamy wiary, nie mamy złudzeń, ale jeszcze żyjemy, szkoda zatem wegetować. Dlatego nieco z rozsądku, nieco wiedzeni nadzieją wykonujemy skok  wir zdarzeń, pijemy wino zapomnienia i przywołujemy boga Iggiego Pop. Odzyskujemy swój Lust for Life!



sobota, 1 listopada 2025

Sucha kostucha



 "Sucha kostucha ta miss Wykidajło

Wyłączy nam prąd w środku dnia".

Każdy Polak zna te 2 wersy.

Maryla Rodowicz "Niech Żyje Bal".

Tekst Agnieszka Osiecka.

Agnieszka Osiecka była ulubioną autorką tekstów piosenek mojej Mamy. Mama nie żyje od 18 lat.

Nie lubię chodzić na jej grób, gdzie leży obok swojego męża, mojego Ojca. Czuję, jak sklepienie Nieuniknionego spada na moje barki za każdym razem, gdy jetem na cmentarzu, tam gdzie są pochowani.

Tak samo ciężko jest mi mysleć o tym, że ich nie ma, jak wtedy, kiedy po kolei odchodzili - najpierw Tata, potem Mama, 4 i pół roku po nim.

Śmierć jest dziwna. Jest nieodłączną częścią życia, każdy z nas ma bilet w jedną stronę. Jednak ostateczność, powaga umierania jest trudna do zniesienia. Nawet do wyobrażenia.

Zawsze uważałam, że łatwiej jest odejść, niż żegnać.

Zawsze uważałam, że lepiej odejść, niż czuć wyrwę w swoim świecie, zimną, pustą jak oczodół nieboszczyka.

Płomyk świecy, metafora życia, nie odda mi moich zmarłych bliskich.

Masza Święta w intencji Umarłych nie sprawi, że powitam ich znowu w swoich progach.

Kwiaty i wiązanki złożone na grobach nie przywrócą radości i nadziei. Są kuriozalne jak wszystkie pogańskie obrzędy.

Wiara pomaga, oczywiście. Świętych obcowanie, powrót dusz do Boga, wieczny odpoczynek i Światłość Wiekuista. Wiara to jednak wiara, czasem na przekór lękowi i cierpieniu.

Poza tym, czy Mama jako dusza, która dołączyła do Królestwa to jeszcze  moja Mama? I czy ja dostąpię kiedykolwiek łaski zbawienia i zjednoczenia z bliskimi, którzy odeszli przede mną?

Jedyne, co mogę zrobić, to włączyć Osiecką i zobaczyć w pięknych piosenkach twarz Matki.



sobota, 25 października 2025

Rozbite w proch kryształowe lustro



Nie wiem czy ktokolwiek wie, kim jestem. Często nawet ja tego nie wiem. Nawet ja znam tylko urywki mnie. Tylko tyle wiemy o sobie samych i o innych, ile zostało wypowiedziane, zanotowane, udokumentowane, uświadomione.

Istnieje jednak jakaś prawda może nie absolutna, ale konkretna i niezaprzeczalna, dotycząca tego, kim jesteśmy jako część społeczeństwa. Nasze pochodzenie, wykształcenie, praca, osiągnięcia, wady i zalety. Nasze zwyczaje i opinie o nas.

Ale bach!

Wszystko to można roztłuc

w drobniutki mak!

Gdy stajemy w obliczu szargania naszej reputacji, plotek, mobbingu, zniesławienia, niszczenia naszego dorobku - cóż możemy zrobić?

Możemy walczyć.

Możemy posiadać środki na to, by wyciągnąć z winnych konsekwencje prawne i pieniężne.

Możemy jednak nie mieć takich środków.

Można wtedy żyć spokojnie w swoim kącie, ale ze świadomością tego, że inni widzą nie nas, tylko kogoś całkiem innego.

I wtedy wiecie, trzeba mieć to gdzieś. I nikomu nigdy nie próbować udowadniać, że nie jest się wielbłądem. Bo to nic nie zmieni.

niedziela, 19 października 2025

Myślenie to czysta fantazja...



Myślenie takim osobom jak ja wymyka się spod kontroli. W głowie żyję życiem, którego nie widać i nie słychać. Którego nie zna nikt prócz mnie samej. Myślenie powinno wyrastać z konkretnej rzeczywistości, z sytuacji w realnym świecie i ich tylko dotyczyć. W głowie jednak można snuć wywody w całkowitym oderwaniu. Można mówić z samą sobą. I można rozważać opinie, oceny i stosunki faktów do uczuć i do intuicji. Co znaczy co i co ja o tym wszystkim sądzę, czego się trzymać. I decydować o tym, co dla mnie ważne.

W mojej głowie rozważania i mysli płyną na najrózniejsze tematy. Ja nigdy nie myslę o tym, co robię. Myślę... zawsze gdzieś indziej jest moja głowa. Dlatego zawsze rozlewam zupę i nie ma we mnie krztyny ambicji i woli współzawodnictwa. To co mogę osiągnąć wśród ludzi nie wydaje mi się specjalnie ważne. Ważna jest dla mnie tylko harmonia moich czynów, uczuć, ocen i przemysleń.

Horyzont mojego życia wyznacza mi to, czego mogę doświadczyć. Ludzie i sytuacje dają mi przyczynek do rozwoju intelektualnego oraz wrazliwości emocjonalnej. Życie płynie, jestem coraz starsza, ale to nie ma znaczenia, bo jedyne, co się zmienia to mój świat przemyśleń i wyobrażeń.

Mówi się, że nie ma teorii, nie ma spójnej narracji bez pewnych aksjomatów, które przyjmujemy na wiarę - świadomie albo nie. Moim aksjomatem jest życie wśród ludzi, których nie rozumiem oraz konieczność z tymi ludźmi przebywania i wpasowania się w ich świat. Realność rzeczywistości materialnej i społecznej, a także równoważność każdego człowieka i jego godności z moją - to moje założenia pierwotne. Wiara dotyczy możliwości zrozumienia i komunikacji międzyludzkiej. Coś tam rozumiem, większości nie. Staram się. Staram się całe życie budować most między mną i rzeczywistością. Nie wiem, czy chcę ten most przekroczyć. Czy raczej jedną stopę na zawsze zostawić w bezpieczeństwie i cieple świata moich myśli.


poniedziałek, 22 września 2025

Wolność do?



Kiedy zaczniemy myśleć o tym, czym właściwie jest wolność, nie unikniemy popadnięcia w sprzeczności, absurdy, a także frustrację spowodowaną brakiem umiejętności wyrażenia tego, co nam się tam czuje i wyobraża.

Najczęściej wyróznia się dwa rodzaje wolności: "wolność od", czyli skuteczne pozbycie się w swoim życiu czynnika, czy czynników złych, krzywdzących, niszczących, czy obcych.

"Wolność do" to kwestia wyboru. Czyli gdy decydujemy na przykład o tym, kim jesteśmy, jakie wartości nam przyświecaja, jakie mamy priorytety, do czego dążymy i z kim się utoższamiamy - jestesmy wolni w chwili tej właśnie decyzji.

Oczywiście oba "rodzaje wolności" niosą swoje problemy. "Wolność od" wprawdzie teoretycznie wyswobadza nas z "niemiłych nam okowów" jednak bez konkretnego planu dotyczącego tego, jak mamy żyć, co robić tę "wolność" uzyskawszy jesteśmy zagubieni. I dalej niezadowoleni.

"Wolność do" to decyzja, która niesie za sobą konretne realia tego, jak żyjemy i postępujemy, do czego dążymy. I cóż, na tym "wolność" się kończy, gdyż nasza pierwotna decyzja determinuje wszystkie nasze poczynania. Swobody w tym nie ma ;)

Chyba jedynym rodzajem ludzkiej wolności jaki widzę w tym ponurym schemacie jest wybieranie "wolności od" za każdym razem, gdy poprzednia "wolność do" nam niebywale doskwiera.

Klasyk - The Artist Formerly known as Prince - śpiewał następujący wers w jednym ze swoich szlagierów:

-Make the rules;  then break'em all cause you are the best!

I tego się trzymajmy. Nie bójmy się wycofywać własnych wyborów i łamać własnych zasad. Możemy wybierać za każdym razem "wolność od" naszych dawnych, nieaktualnych i irytujących decyzji. Inaczej? Nie bądźmy zakładnikami swojej własnej przeszłości! I nas samych!

sobota, 13 września 2025

Gdzie jestem?



Odpowiedzieć sobie na pytanie kim jestem, jaka jestem, co czuję, wbrew pozorom nie jest prosto. Przy głębszej refleksji próba zdefiniowania moich cech charakteru wymyka mi się z rąk. W samotności w zasadzie mnie nie ma. Moje myśli, wbrew temu, co głosił Kartezjusz, nie są dla mnie istnieniem. Bo nie czuję, że większość z nich jest zasadna i moja. I nie czuję się sobą sama ze sobą.

Odnajduję się czasami w ludziach, których mijam na swojej drodze. Każda ze znanych mi osób niesie w sobię krztynę mnie, którą dostrzegam dopiero, gdy jestem obok. Nie mam poczucia siebie, nie mam jedności, nie mam spójności, nie mam ja - bez tego ziarnka, tego brakującego ogniwa, które ma tylko ten drugi człowiek.

Są też osoby, przy których czuję, że wracam do domu, do harmonii, "do siebie". Do tego, co znajome i zrozumiałe. Przy takich osobach choć na chwilę przypominam soboe kim jestem. I wiem gdzie jestem - jestem tylko tam, gdzie są ci wyjątkowi ludzie niosący mi jasność, światło i realność mojego istnienia.


środa, 10 września 2025

Raz walenie głową w mur, raz gładki lot, raz złość, a raz obojętność



Miłość? Nikt nie potrafi podać definicji. Czy to uczucie, czy to relacja, czy to rola, czy to idea? Ciężko tak naprawdę coś przekonująco stwierdzić. Każdy lub większość z nas ma jakieś anegdotyczne przekonanie wyniesione z przeżyć i obserwacji.Wielu z nas wierzy w miłość, wielu też cynizm już dawno pokonał.

Ja nie wiem, czy jest o co walczyć, czy sens jest walczyć, czy w ogóle jest o co walczyć. Może nie ma nic oprócz chuci, nudy i obrzydzenia. Może jest tylko przyzwyczajenie i zniechęcenie. Może schemat jest zawsze ten sam a potem jesteśmy starzy i mylimy sztuczną szczękę z różańcem.

Czy płakać z powodu niespełnionych marzeń, czy śmiać się, zaczadzić pigułą sarkazmu? Może to wszystko po prostu nie ma sensu. Może tkwimy w powieści Kundery, gdzie wszystko jest przegniłe i odrażające.

Tak czy siak jesteśmy młodzi tak długio jak targają nami rozterki czasu burzy i naporu. Im dłużej nasz wewnętrzny Werter cierpi, tym dłużej czujemy, że żyjemy. A koniec końców lepiej czuć ból tęsknoty, niż nie czuć nic.


środa, 30 lipca 2025

Jak nie docenia się zdrowia fizycznego



Oczywiście każdy powie - byle zdrowie było. Po czym większość z nas przejdzie do zapelenia szluga, zeżarcia ciastka, włączenia Netflixa lub jarania blunta. Nie rozumiem, dlaczego człowiek ma skłonność oddzielania swojego stylu życia od chorób, które go trapią. Niby wiemy, schudnąć trzeba, należy więcej się ruszać, mniej siedzieć, nie grać po nocy, wyjść na powietrze. No i co z tym robimy? Bardzo często nic. A jak chorujemy traktujemy to jak plagę egipską, która spadła na nas znienacka, niby niezrozumiały i ślepy dopust boży.

Wielu z nas ma jakiś wake up call, z którego wyciąga lekcję i zaczyna tę swą ziemską skorupę, jaką jest ciało, lepiej traktować. Niektórzy niestety takiego szczęścia nie mają, bo nie ma już dla nich szans na życie. Oczywiście są i tacy, co chorują mimo znakomitego stylu życia - tu rzeczywiście niesprawiedliwość ma prawo boleć.

Dużo mówi się w obecnym dyskursie o zdrowiu psychicznym. Jak stres nas zżera. Jak nadmierne wymagania społeczne, internet, social media i drożejące życie wypruwają z nas ducha i wolę walki. I to są ważne wątki dotyczące dobrostanu ludzi. Czy spróbowaliście jednak zadbać bardziej o kondycję ciała, po czym doświadczyliście niesamowitych profitów w swoim stanie psychicznym i emocjonalnym? Ja tak. Nie ma praktycznie takiej choroby, schorzenia, czy trudności psychicznej, w której nie pomogłoby w dużym stopniu ogarnięcie się fizyczne - lepsze jedzenie, lepsza forma, większa siła i zwinność.

Uważam, że warto tory publicznej debaty na temat zdrowia przestawić z powrotem na nacisk na fizyczność. Dzieci niesprawne to chorzy dorośli, którzy nie będą żyli ani długo, ani szczęśliwie. Bez sportu, czy innego wyzwania fizycznego nie mamy hartu ducha. Bez tężyzny fizycznej nie ma sił witalnych - także tych intelektualnych i emocjonalnych.

Ciało nie jest odrębne od ducha, ani duch, przynajmniej w życiu doczesnym, nie jest odrębny od ciała. Jeśli zaniedbujemy ducha możemy doznawać poczucia braku wartości życia. To prawda. Zaniedbując ciało możemy niestety stracić samo to życie. A to przecież jednoczesna utrata wszelkich wartości doczesnych - dla nas i dla naszego otoczenia.

Czujesz się źle na duchu? Znajdź czas na to, zeby ciało wprowadzić w ruch i nie zatruwaj go świństwami. Zdrowsze ciało odda ci lepszy humor, więcej energii, optymizm i nadzieję.




niedziela, 27 lipca 2025

Odzyskać zaufanie do... siebie



Człowiek gdy jest sam ze sobą, funkcjonuje w różnych rolach. Jest planującym, wykonującym i rozliczającym. Dysponuje dyscypliną i zaangażowaniem, ale także jest leniwy i nie dowozi. Ja za często nie dowożę. Uginam się pod swoją własną dyscypliną, którą probuję przeforsować. Między potrzebą zaufania do siebie, a poczuciem winy z nie wywiązywania się z obowiązków - rodzi się frustracja.

Jestem w procesie odzyskiwania siebie, swoich celów, procedur, nawyków i zdrowia. Lęk przed porażką miesza się z poczuciem, że jedynie systematyczne wykonywanie wyznaczonych zadań może przybliżyć mnie do spójności charakteru.

Boję się siebie. Słabości. Uległości. Zaniechania. Jedyne, co mam w swoim przyborniku to kalendarz i zrozumienie, że liczy się tylko codzienny grind.

Jednocześnie trzeba mi miłosierdzia dla słabości. Tylko nie za dużo. Bo zbyt łaskawy ekonom nie jest w stanie utrzymać zdrowo funkcjonującego gospodarstwa.

Każdy mój krok do zaufania samej sobie przeraża mnie, bo tego zaufania nie mam. To jak wchodzenie po stromym zboczu kurczowo trzymając się podłoża i nie patrząc do tyłu.

Dlaczego podchodzę do siebie tak dramatycznie? Bo czuję, że mnie nie ma. Czuję, że strach mnie pożarł, a zwątpienie we własny potencjał przygniotło nie tylko mnie, ale moje marzenia, plany, wyobraźnię i poczuicie jakiejkolwiek wartości. Muszę systematycznie odzyskiwać siebie - kawałek po kawałku. Bo mnie nie ma. Pożarł mnie potwór, któremu muszę teraz wyrwać z żołądka swoje ciało i duszę. Kawałek po kawałku.

Potwór jest realny, a ja jestem tylko człowiekiem. Więc idę pod tę górę, nie patrzę za siebie i nie myślę o potworze inaczej, jak o widmie tego, czego już nie ma.

poniedziałek, 14 lipca 2025

Nicość z wyboru



Ludzie żyją z róznych powodów. Z radości, dla przyjemności, tak po prostu, jak wszyscy, dla siebie, dla bliskich, dla książek, miłości i samochodów. Ale te przyczyny mogą się skończyć. Kiedy aksjomaty życiowe wyczerpują się, pokazują swoją dymiącą bezsensem pustkę, kontestujemy je i szukamy sensów, wartości i już nie mamy przyczyn, mamy cele.

Każdego w kryzysie wiary przy życiu trzyma coś innego. Wiara w Boga, w wartość życia, przywiązanie do rodziny, poczucie obowiązku, piękne chwile, na które ma się nadzieję, że nadejdą. W kryzysie naszym obowiązkiem, lub jak kto woli koniecznością jest zbudowanie sobie nowych fundamentów, wybranie i osadzenie się w nich. Ludzie często mają dużo siły dzięki wartościom, które każą im za każdym razem raczej wybrać "coś", niż "nic".

Są jeszcze tacy, którzy szukają w innych podpowiedzi, pomocy, sensu życia. Chcą od świata odpowiedzi i rozwiązań, których świat dla nich nie ma. Chcą, by życie układało się dokładnie tak, jak dawniej, przed kryzysem. Żeby świat zawsze miał ten sam, akceptowalny i przeżuty na wszystkie strony porządek. To iluzja, bajka, która zawsze ma złe zakończenie. Jednak szantażysta trzyma się jej kurczowo i tego oczekuje, na próżno, od otoczenia.

Są tacy, którzy już w nic nie wierzą. Nie czują, nie widzą nic, co usprawiedliwia życie, które jest zbyt nieznośne, żeby je przeżywać. Ci nie szukają pomocy, nie skarżą się, ale nie dają również nic z siebie. Oni wybierają dla siebie nicość. 

A potem ich już nie ma.



sobota, 5 lipca 2025

Nigdy nie byłam w takiej sytuacji...



Co musi zrobić człowiek, kiedy postawiony jest w roli kogoś, kim do tej pory nie był?

Jak myśleć, gdy myśli się o czymś, o czym nigdy się nie myślało?

Jak rozumieć rzeczy całkiem niezrozumiałe, gdy cudze interpretacje nie dają satysfakcji, a samemu cóż... trudno się jednoznacznie określić?

Jak działać, gdy nie ma się ochoty na działanie?

W co wierzyć, kiedy nie czuje się sensu?

Jak patrzeć, żeby nie widzieć brzydoty?

Jak zerkać, żeby dostrzec i piękno, i prawdę?

Retorycznych pytań mam dość na całą szkoną rozprawkę.

Odpowiedzi nie mam, a cudze są cudze.

Chyba pójdę jeść robaki.

A najpewniej - zmarnuję jeszcze trochę nie-cennego czasu oddając się donikąd nieprowadzącym rozważaniom :)

środa, 4 czerwca 2025

Oppression Olympics



Media huczą od głosów osób oceniających dzisiejszą kondycję mieszkańców zachodniego świata jako z lekka żałosną. Masowo jesteśmy upupieni, słabowici, straumatyzowani, histeryczni, niedojrzali. Wartości leżą, kręgosłupy moralne nie istnieją, głupota się szerzy, a choroba psychiczna dotyka co drugą osobę.

Tak oczywiście nie jest, ale wiele osób w tym stylu komentuje zachowania, których nie rozumie, lub które uważa za społecznie szkodliwe.

Według mojej oceny dopuszczenie do powszechnej świadomości oraz normalizacja problemów emocjonalnych, które nas jako ludzi dotykają, związanych z nimi trudności adaptacyjnych, szkodliwych wzorców przystosowania - ogólnie niepotrzebnego cierpienia - są bardzo bardzo dobre. Wizyta u psychiatry, czy psychologa nie jest już tabu, bycie odmiennym, dziwnym, ekscentrycznym jest łatwiejsze w dzisiejszych realiach. Umiemy coraz lepiej czuć, coraz więcej w sobie i innych akceptować oraz chętniej sięgamy po pomoc.

Medal niestety jak to medal ma dwie strony. Trudności kształtujące charakter mają zawsze to do siebie, że kształtują charakter. W związku z czym gdy zbyt łatwo odpuszczamy koncentrując się na traumach lub drobniejszych niedogodnościach, jakie nas w życiu spotykają - tracimy chęć i potrzebę szukania rozwiązań. I stajemy w wyścigu o to, jak bardzo to ja jestem poszkodowania, a jak inni wokół są temu winni. Wyścig należy do porządku dnia w ramach tytułowej Olimpiady Uciemiężonych.

Łatwo tego rodzaju męczeńską i pełną pretensji do świata postawę piętnować w innych. To jak z tym źdźbłem w cudzym oku. Belka w naszym zwykle gości długo i  nigdzie się nie wybiera.

To zabawne, jak psychika ludzka umie różne wzorce emocjonalne kamuflować przed nami samymi. Można być człowiekiem sukcesu, a w środku chować napędzającą zwycięstwa społeczne frustrację, złość, nienawiść i poczucie niższości. Jestem prochem po zdechłej myszy, więc stanę się tak wielki, tak szanowany, tak wspaniały - że nikt tego nie dostrzeże, a ja o tym zapomnę. To oczywiście tylko przykład wzorca postępowania maskującego wewnętrzny syndrom ofiary.

Może i ty masz takiego małego frustrata w sobie? Może i ty skrywasz przed wszystkimi łącznie z samym sobą swój codzienny trening do Oppression Olympics? Może twój własny ból w końcu i ciebie pokona?

Nie wydawajmy pochopnych ocen widząc osoby, które nie potrafiąc poradzić sobie z wymagającą rzeczywistością publicznie zabiegają o laury pocieszenia. W większości z nas żyje choćby zalążek zdeptanego, sfrustrowanego ego. Nie krytykujmy cudzego źdźbła w oku zbyt serio, bo belka w naszym urośnie i wszyscy ją zobaczą. Jak na dłoni.


piątek, 31 stycznia 2025

Kolejne wychylenie wahadła



To nie jest normalne. Kiedy wiem już, dokąd wiatr mnie niesie, kierunek się zmienia i nic już nie wiem, bo myślę coś całkiem przeciwnego. Ale kiedy oswoję się z tym, co myślę i czuję, wiatr znów zmienia zwrot i myślę i czuję inaczej... 

Żeby osiągnąć taki smooth sailing, taką lekką bryzę i tylko delikatnie korygować kierunek. Nie, musi być sztorm i trąba powietrzna, które wywracają wciąż wszystko do góry nogami. I znów. I od nowa.

Huśtanie wahadła przyprawia mnie o mdłości, zawroty głowy, dezorientację, zmęczenie i absolutną niechęć do wszystkiego. Chcę zsiąść już z tej karuzeli. mam chorobę lokomocyjną.

Chciałabym być normalna, stateczna, grzeczna, uporządkowana. Byłoby nudno, ale nie byłoby takiej refleksji. Byłyby tępe oczy, spokojne sumienie i zadowolony pełny żołądek.

sobota, 25 stycznia 2025

Cyniczni czterdziestoletni, wredni dojrzali



Zastanawia mnie to jak bardzo z wiekiem stałam się zdystansowana do ludzi, cyniczna i przygotowana zawsze na rozczarowanie i niesprawiedliwość. Nic mnie nie dziwi i chyba nie przywiązuję się już do żadnej idei, wartości, stanu rzeczy, relacji. Bo wszystko się zmienia a ludzie są ludźmi, którzy czasem zawodzą a czasem nie zawodzą. I ja raz zawodzę, raz nie zawodzę - innych i samą siebie! Przypomina mi się ta obrzydliwa książka Kundery "Nieznośna lekkość bytu", lektura która wzbudzała we mnie mdłości. Podobnie jak "Śniadanie mistrzów" Vonneguta. Nigdy nie sądziłam, że dojdę do punktu, gdzie te powieści mnie nie tylko nie dziwią, ale potwierdzają doświadczenia i brak złudzeń.

Każdy dojrzały człowiek ma bagaż świństw, które zrobił, i które wyrządzili mu inni. Sarkazm jest językiem doświadczenia, ironia zastępuje płacz, śmiech rozpacz, a cynizm wiarę.

Oczywiście nie musi być to całość naszych osobowości, możemy znaleźć dla siebie coś, na co się decydujemy postawić i czego będziemy się trzymać. Do czasu jednak, gdy życie zweryfikuje nasze wybory i poszukamy kolejnej brzytwy w toni beznadziejności i bezsensu.

Chciałabym mieć hobby radosne jak taniec, twórcze jak fotografia, mądre jak łamigłówki, prawe jak spisywanie starych rodzinnych dziejów i legend. Chciałabym walczyć o idee, choć wiem, że to jest płonny trud, za który nie ma sensu kłaść szyi pod topór.

Chciałabym rozwiązywać krzyżówki, czytać romanse, oglądać tasiemcowe seriale w kanałach streamingowych, podziwiać gwiazdy, kupować i studiować gazety, zapisać się na aqua aerobik. Piec ciasta, zbierać przepisy na sałatki, plotkować z sąsiadami, dyskutować na tematy polityczne i obyczajowe, w cieniu chłodne piwko pić.

Potrzebuję pasji, na przykład do grania na gitarze, tenisa lub rzeźby. Powinnam sprzątać, stroić siebie i swoje mieszkanie, karmić koty i nie irytować się na wszystko co nie ma sensu i co nie ma żadnego znaczenia.

Nie mam hobby. Nie mam pasji. Tylko tę szewską jak ktoś nadepnie na mój wrażliwy kompleksik i śmie zakłócać mi resztki spokoju. Wtedy jestem wredna, bo już umiem i już mi wszystko jedno.

sobota, 18 stycznia 2025

Rozumienie kruchości rzeczy



Nie jest łatwą rzeczą w pełni uświadomić sobie, a tym bardziej zaakceptować skończoność. Kruchość młodości, relacji, rzeczy materialnych i ludzkiego, a także zwierzęcego życia. Trudno jest funkcjonować z myślą o tym na co dzień. Wydaje się, ze lepiej podejmować decyzje z nastawieniem optymistycznym i wiarą w trwałość. Jednak jest to zasadniczy błąd. Dopiero rozumiejąc swoją skończoność i tak naprawdę mały własny wpływ na swoją i ogólną rzeczywistość - możemy żyć w zgodzie ze swoją zwierzęcą i ludzką naturą.

Zastanawiałam się ostatnio, czy nasza zwierzęca natura rzeczywiście stoi w kontrze do Boga i do chrześcijańskich wartości. Teoretycznie religia to prawo, świadomość dobra i zła oraz powinności. Duchowość kojarzy się często z siłą charakteru i obowiązkowością. Jednak wkładem Chrześcijaństwa do religijnego zespołu idei jest miłość, którą co prawda rzeczywiście trudno zdefiniować, ale która może być rozumiana jako zaufanie. Ptaki niebieskie nie sieją i nie orzą, a Bóg daje im wszystko, czego potrzebują do życia. Oczywiście naiwnością jest myślenie o szczęśliwym życiu poza marginesem społecznym, przynajmniej dla większości z nas. Jednak wobec świadomości kruchości naszego istnienia na tej ziemi w zasadzie dobrze jest mieć pewien dystans do dóbr - materialnych, intelektualnych i społecznych.

Nie chodzi tu o bunt. Chodzi o umiejętność puszczenia kontroli nad życiem, gdyż ta idea nam nie pomaga i jest całkowicie absurdalna. Bycie człowiekiem oczywiście zakłada moralność, jednak czy rzeczywiście moralność zasadza się tylko na powinnościach i stosowaniu się do utartych norm i obowiązujących powszechnie w otoczeniu wartości? Czy nie lepiej kierować się empatią, współczuciem i miłosierdziem, także do samego siebie? Miłosierdzie nie musi oznaczać braku oceny innych i nas samych. Nie oznacza też braku odpowiedzialności. To akceptacja, że ocena i odpowiedzialność są tylko jednym z szeregu elementów ludzkiego działania. I że człowiek w istocie jest zupełnie niedoskonały, całkowicie omylny i nie posiada kontroli nad biegiem wydarzeń. Choć momentami może tak się wydawać - życie jest rzeką, która czasami płynie spokojnie, na której robią się wiry, występują wodospady, wartki nurt i rozlewiska. Płyniemy tą rzeką i aby nie utonąć - musimy dostosować się do jej nurtu. Zaufać.

sobota, 11 stycznia 2025

Im dalej tym większy ładunek



Żyje człowiek na tym świecie i im jest starszy, tym większy jest ładunek - rzeczy, relacji, wspomnień, wdzięczności i nienawiści - to ciąży i nie pozwala na swobodę i wolność. Jak żyć, gdy tyle zobowiązań spoczywa na mnie, pętając naturalne odruchy? Ciążenie codzienności, ten beznadziejny kierat bezsensownych działań, które jak praca szaleńca nie mają ani końca ani sensu.

Gnam gdzieś donikąd jak pies za własnym ogonem, w amoku myśli, które nie są moje i wierzeń, które wzięły się nie wiem skąd i nie mają dla mnie znaczenia. Smoke and mirrors, więc nie widać co za mną i co przede mną, tylko mgłę, która nie pozwala jasno zobaczyć gdzie jestem, skąd przyszłam i dokąd zmierzam.

Ładunek przyziemności, ten kat kreatywności i szczęścia, zmienia mnie w martwą, ziemistą bryłę zoranej gleby. Tak jak świeże błoto niezdolna jestem do nabrania kształtu i nie ma we mnie lekkości. Ginę pod pługiem codziennego syzyfowego bezsensu. A ponieważ jestem ziemią, do ziemi wrócę, a ponieważ duszę zgubiłam po drodze - w tej ziemi zostanę i mnie nie będzie, choć i teraz już nie ma.



niedziela, 5 stycznia 2025

Wybory



Wybory to nie tylko wydarzenie polityczne. To każdy proces decyzyjny, który przeprowadzamy. Czy wybrać flat white, czy americano bez mleka. To może być dla nas istotny wybór, przy którym musimy rozważyć czynniki takie, jak nasz nastrój, stan ciała i ducha oraz pewnie też cenę. Większość naszych codziennych "wyborów" podejmujemy jednak bezrefleksyjnie. Aby wybór był wyborem, musi być świadomy, zakłada znajomość alternatywnych opcji, między którymi - wybieramy.

Właściwy nam światopogląd, w tym zbiór wartości stanowiący jego podstawę często jest wynikiem wychowania i wpływu środowiska, w którym żyjemy. Nasze wybory są wtedy bezrefleksyjne, to automatyzmy. Są jednak sytuacje, kiedy napotykamy poważny problem, jakiś dysonans, czy emocjonalny, czy poznawczy, który stawia ów archetyp światopoglądowy pod znakiem zapytania.

Niewątpliwie rozwój intelektualny i emocjonalny wiąże się z tym, że musimy zmierzyć się z okresami zwątpienia i kwestionowania tego, w co do tej pory wierzyliśmy i tego, co sądziliśmy. Musimy wtedy dokonać najistotniejszego wyboru - jakie wartości są dla nas priorytetem.

Niestety life's a bitch i jedna decyzja w życiu nie wystarczy. Nasze przekonania i rozumienie świata ulegają przewartościowaniu częściej, niż nam się to podoba. i w końcu przychodzi moment, kiedy zdecydować się trudno - nie da się zostać przy tym, co było, ale krok w nowe budzi lęk i wątpliwości - zupełnie zresztą zrozumiałe.

Rdzeń naszej osobowości zasadza się na tym, co dla nas w życiu najważniejsze. Więc przedefiniowanie tego wprowadza trwałą i znaczącą zmianę w tym, kim jesteśmy. Nie jest to łatwe i nie jest to miłe. A ponieważ wybory są świadome - znasz plusy i minusy zmiany. I nie wiesz, co ostatecznie przeważy - korzyści, czy straty. Zrozumienie tego, że nic w tym życiu nie jest dane na zawsze, że nie wiemy jako ludzie praktycznie nic i działamy na ślepo jest gorzką pigułką do przełknięcia. Więc jedyne, co możemy zrobić to podejmować decyzje, które jak najmniej zaszkodzą otoczeniu i przede wszystkim - nam samym.


sobota, 4 stycznia 2025

Starość, ależ to szok!



Starość dopada cię znienacka, to przewrotna dziwka. Niezapowiedziana, chłodna suka, nie daje o sobie znać, aż jest za późno. To nie o to chodzi, że to i owo boli a ryj staje się wczorajszy. To nie o to chodzi, że z lustra straszy obraz kogoś, kto nie jest tobą.

Starość sprawia, ze nagle jesteś otoczony dorosłymi ludźmi, którzy są dziećmi, a ich rodzice są młodsi od ciebie. Napotykasz wszędzie idee, które są obce, niezrozumiałe i oczywiście natychmiast stwierdzasz, że za moich czasów to...

Starość dobija cię i przybija gwoździem, kiedy wszystko wydaje się już tak dziwne, że masz ochotę wyjść, opuścić tę imprezę i żeby nikt od ciebie nic nie chciał. I nie zostawiasz na siebie żadnych namiarów.